Wrażenia z filmu &quot;Noe&quot;

Jakiś tydzień temu wybrałem się z przyjaciółmi na film Noe. Wybraniec Boga. Film o tematyce bliskiej sercu, choć obsada (Russel Crowe) wzbudzała lekkie wątpliwości. Mimo wszystko postanowiliśmy się udać. Muszę od razu napisać, że trailer filmowy nie zapowiadał takiej katastrofy.

Idąc na seans na pewno nie byliśmy nastawieni na efekty 3D, ale na ciekawie opowiedzianą historię biblijną. Osobiście nigdy nie widziałem Noego na dużym ekranie, więc mimo podejrzliwości czekałem na seans z niecierpliwością. Okazało się jednak po seansie, lub może raczej po pierwszej godzinie seansu, że ten film to wielka i w dodatku kosztowna klapa. Począwszy od zdjęć, przez efekty 3D a na samej fabule skończywszy… płakać się chciało. Ktoś przedstawiał ten film jako wizję reżysera. Oj, i to jaką wizję… Sam Noe niewiele miał wspólnego z postacią biblijną, chyba poza faktem wybudowania arki. Jego historia daleko odbiegła od Biblii, bo sam fakt wystąpienia upadłych aniołów, które wyglądem mogłyby konkurować z Transformersami lub Entami z Władcy Pierścieni i tak chętnie pomagały Noemu w jego misji napełnił nas przerażeniem. Dzieło Noego również zostało mocno wypaczone, bo Pan Bóg nie zamierzał odnawiać ludzkości a jedynie przyrodę. Przeszkodził mu w tym sam Noe, który w przypływie słabości nie zabił nowo narodzonych na arce niemowląt. Według reżysera zatem, wydaje się, że Noe miał więcej miłosierdzia niż sam Bóg.

Przyroda przedstawiona w filmie również nie cieszyła oka. Ponure obrazy, pustkowie, chłód. Nawet zieleni brakowało soczystości i żywotności. Efekty nie zachwyciły. Wiele razy w ciągu seansu ściągałem okulary i wielkiej różnicy nie zauważyłem. W sumie filmu nie polecam a nawet odradzam. Nie wspominając nawet wydanych pieniędzy, to Pan Bóg przedstawiony jest w filmie jako milcząca, daleka, niemiłosierna Istota. Obraz pesymistyczny i do relacji z Bogiem niezachęcający.